NA KARPACKIM SZLAKU CZ.2

Życie piechura

  • to: świt z melodią „Kiedy ranne wstają zorze” wygrywaną na kościelnych dzwonach, gdzieś w odległej wiosce;
  • to: kilometry liczone w godzinach, a godziny liczone w kilometrach. Matematyka jest nieubłagana. Jakkolwiek bym nie dodawał i odejmował, czasu i odległości nie da się oszukać;
  • to: komin na szyje zakładany bo zimno, po to by natychmiast go zdjąć bo za gorąco;
  • to: warczący pies wielkości doga argentyńskiego stojący Ci na drodze, z którym musisz konwersować przez pół godziny aby móc iść dalej. Te kilka chwil, kiedy obwąchiwał mnie z bliska… – bezcenne! Po czym siknął na pobliskie drzewo i towarzyszył mi przez najbliższe półtora kilometra;
  • to: jabłko zerwane z drzewa przy szlaku;
  • to: rozlany sok pomidorowy w plecaku – masakra!
  • to: pokrzykująca sowa nad głową podczas zasypiania;

To wreszcie dramat ciepłego śpiwora, który musisz opuścić w środku nocy, wzywany przez ludzką naturę …

Natomiast życie rodziców Marysi

  • to: walka z czasem;
  • to: walka o własne dziecko;
  • to: ciągły strach i niepokój.

Pomóżmy im! Ja sobie dam radę …

Pozostaw swój komentarz