Ponad 100 km Beskidu Niskiego….
Beskid Niski, jaki jest? Przede wszystkim niewysoki, marsz łagodnieje. Szlak wiedzie wzdłuż granicy, od słupka do słupka granicznego. Wokół las, ten typowy – buczyna karpacka, złożony z buka i troszkę jawora, im wyżej tym bardziej zdeformowanego przez panujące warunki. Czasem lasy mieszane z jodłą, bukiem, jaworem lub nawet sosną i świerkiem. Łagodne, rozległe łąki w dolinach. W górach nikogo. Jest spokojnie, łagodnie, sentymentalnie. Nudno? Nieee… !
Mój romans z historią trwa nadal
Wzdłuż szlaku kilka tablic informuje o zażartości walk zimowej wojny 1914-1915. Liczne cmentarze z tego okresu przypominają o tamtych czasach. Ktoś na tabliczce zaproponował, by uczcić pamięć poległych, kładąc kamień ze szlaku, na ich grobie. Więc idę i kładę te głaziki, wyobrażając sobie ich trud walki na tych wzgórzach: -30 stopni, śnieg, głód i najczęściej niezrozumiała dla nich wojna. Szkoda mi tych chłopaków.
Na terenie nieistniejącej wsi Jasiel czytam kolejną historię. Tym razem o walce i rozstrzelaniu polskich strażników WOP przez sotnie UPA. Tą historię już znałem.
Tu kolejny wątek łączący mnie z tym szlakiem
Mój poprzednik, który kiedyś pracował na moim leśnictwie – leśniczy Pan Rysiu – właśnie tu, w Beskidzie Niskim otrzymał nakaz pierwszej pracy. Nakaz – to były czasy! On właśnie opowiadał mi tą smutną historię.
Ale znał nie tylko smutne. Ten, kto zna Rysia na pewno słyszał przepis na „pstrągówkę”. To sztandarowy napój ówczesnych robotników leśnych. Podaję proporcję: pół butelki spirytusu (wiadomego pochodzenia) i pół butelki wody, bezpośrednio zaciągniętej z Jasiołki, rzeczki spływającej ze stoku. Butelka robiła się ciepła, po ostygnięciu nadawała się do spożycia.
Też zaciągnąłem wody z Jasiołki, ale bez dodatku niestety, nie zrobiła się ciepła? No cóż , takie czasy! Ale historia lubi zataczać koła….
No i tak idę sobie, szurając nogami w puszystym dywanie brązowych i żółtych liści, bo jesień już nie ta złota a bardziej listopadowa. Jest pięknie, spokojnie i nostalgicznie. Już liczę kilometry do końca przygody. Mam nadzieję, że nic nie stanie mi na przeszkodzie i dotrę do końca „Zielonych kilometrów nadziei”. I za niedługo dotknę tą kończącą szlak niebieską kropkę!
Spieszcie się!
” Zielone kilometry nadziei” są coraz krótsze! Pomagamy, wpłacamy, ostatni dzwonek! Nie możemy zawieść Marysi.
Marcin, brawa tu nie wystarczą…
Szacun !!!!