NA KARPACKIM SZLAKU CZ.8

To już niestety koniec …

To się musiało stać. Każda droga ma początek i koniec. Dotknąłem tej mojej niebieskiej kropki po niecałych 13 dniach wędrówki. Zszedłem z pozłoconych wzgórz, zostawiłem za sobą karłowate buki na szczytach, falujące trawy w dolinach i wiatr, który towarzyszył mi większość drogi.

Postanowiłem zsumować myśli jeszcze w pociągu, zanim emocje opadną. Zanim znowu ” wyjdę ze strefy komfortu” i wrócę do normalnego życia.

Tak, tak, ze strefy komfortu, dobrze mi było!

Wracam wyczyszczony, zresetowany, odpocząłem od wszystkich życiowych, często zaskakujących problemów. Tam wszystko było jasne, wiedziałem gdzie idę, co będę jadł, co pił, gdzie będę spał. Rozwiązanie dylematów miałem na plecach i w nogach.

Tak, jestem trochę zmęczony, ale satysfakcja jest o wiele większa. Znowu udowodniłem sobie, jak wiele człowiek może i jak niewiele potrzebuje, aby żyć pełną piersią. Cieszyć się naturą, być jej częścią, uczyć się jej przez wszystkie zmysły. Dopiero przez dłuższy kontakt zauważamy , jak daleko od niej jesteśmy w codziennym życiu.

No i cel, który dawał mi tyle siły, radości i nadziei.

Ta moja włóczęga nie była już tylko moja

Z Marysią na plecaku miała o wiele większy sens, niż tylko przedeptane kilometry. Mam wielką nadzieję, iż mój mikrowkład w tą wielką walkę, przyczyni się ostatecznie do jej zwycięstwa. Kto nie walczy, nie wygrywa!!!

Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia, dobre myśli związane z moją drogą, no a przede wszystkim za wpłaty na rzecz Marysi. To jest tak naprawdę największa wartość tej wyrypy. Dziękuję, że „myśli rosochate” mogły pierwszy raz ulotnić się w tak dużym gronie. Wojtkowi i Kasi z mojej pracy za pomoc w zbiórce i medialny szum dla dobra Marysi.

Na koniec … muszę!

Dziękuję mojej żonie Kasi, bo to ona musiała kolejny raz stanąć na wysokości zadania, abym to ja znowu mógł się spełnić. To ona ogarniała dom. To ona wirtualizowała „myśli rosochate”, które podsyłałem z trasy. Wreszcie to ona musiała słuchać tych myśli przed, w trakcie i jeszcze pewnie długo po, słuchać ich będzie!

Wiecie co?

Jak kiedyś zbuduję łódź wikińską, to na dziobie zamiast smoka wyrzeźbię jej głowę. Spełnia wszystkie kryteria bogini: boję się jej, słucham się jej i modlę się do niej …..aby puściła mnie na kolejną wyprawę…!!!?

2 komentarze do “NA KARPACKIM SZLAKU CZ.8

  1. Marcinku, pięknie przeszedłeś niełatwą trasę, ciekawie to opisałeś, a na zakończenie cudownie podsumowałeś.
    Twój blog dostarcza czytającym wiele wzruszeń, a Tobie ukazuje nowe możliwości.
    Mam nadzieję, że cdn…..

  2. Super ! Zazdroszczę wyprawy a przede wszystkim super inicjatywy na pomoc dziecku ! Co do Kasi Marysi to nie możesz się ograniczać do głowy – byłaby to strata dla mórz i oceanów 😉 Darz Bór !

Pozostaw swój komentarz