Chciałem przepłynąć całą Polskę!

Długo się wahałem , czy temat w ogóle poruszać. Czy pisać o czymś, co się nie wydarzyło?

Planowałem wielką włóczęgę, wyrypę przez duże „W”. Odpuściłem, bo wszystko mówiło mi „NIE”. Przyczyny tej rezygnacji są niestety bardzo wymowne i poruszające. Moje plany rozbiły się o zbiór negatywnych skutków zmian klimatu, dramatycznej suszy i ludzkiej ignorancji.

Ciągle o tym myślę,…, tak po prostu… żałuję. Wierzę jednak, że to się jeszcze kiedyś odbędzie, że ten rok był wyjątkowy, że nie będzie gorzej, że to nie jest równia pochyła…

„Co się odwlecze to nie uciecze…”

Tutaj należy odsłonić rąbka moich planów. NIE, nie sprzedaję swoich marzeń, raczej zabezpieczam swoje pragnienia przed niezaistnieniem.

Chciałem przepłynąć kajakiem całą Polskę! Po przekątnej, nie Wisłą z południa do morza, ale szlakiem mojego autorytetu Olka Doby, z Bieszczad przez Zatokę Szczecińską do Bałtyku. Prawie 1300 km. Fascynuje mnie ta przestrzeń do pokonania, padłaby też pierwszy raz w moim życiu, magiczna liczba 1000 km. Przede wszystkim różnorodność rzek, krajobrazów i przyrody. Ta przygoda miała wiele do zaoferowania, miałem też pomysł…. ale nie ma co wszystkiego zdradzać, to jeszcze się przyda.

San, Wisła, Brda, Kanał Bydgoski, Noteć, Warta, Odra, Zalew Szczeciński, Bałtyk

Klepnięty urlop, plan, przygotowania, kupiony prowiant. Wzmacniałem się fizycznie, a przede wszystkim mentalnie. W końcu to nie miał być standardowy spływ, ale konkretne wyzwanie. Co też takiego mogło mnie powstrzymać przed realizacją zamierzeń?

Tego jednego nie wziąłem pod uwagę.

Zaplanowałem trasę w zasadzie największymi rzekami Polski. Ze względu na w miarę długie i już nie upalne dni,miałem trzy tygodnie i miał to być wrzesień. Plan dobry, i w zasadzie realny. Realny, ale niestety kilka lat temu.

Latem 2022 San wysechł w górnym biegu. W miejscowości Rajskie w Bieszczadach, w lipcu można było przejść koryto suchą nogą… Konfrontowałem telefonicznie sytuację na rzekach u miejscowych kajakarzy. Wisła osiągnęła niebywale niski stan wody, nienotowany od wielu lat. Mój kilometr w linii prostej , mógł mieć o wiele więcej, bo niespotykanej wielkości łachy piachu przegradzały rzekę. Bardzo miły właściciel wypożyczalni kajaków z Bydgoszczy, uświadomił mi, że kanał Bydgoski przy tak niskim stanie wody jest gęsto pokryty roślinnością, a Noteć jest tak płytka, że płynie z „szaloną” prędkością 1,5 km/h (czyli nie płynie!). Tu jeszcze się wahałem…W końcu nadeszła informacja o Odrze. Niesamowity dramat!!! To był ciężki czas dla mojej rodziny…strasznie się uruchamiałem…jak mogło się coś takiego zdarzyć!!!

Nikt i nic nie dawało mi szans na powodzenie przeprawy w założonym czasie. Odpuściłem. Być może się pomyliłem, ale tak postanowiłem i już. Rozsądek zwyciężył.

I kogo to obchodzi?

Moja włóczęga jest moja i nikogo nie musi obchodzić.

Tu jednak nie sposób nie mieć własnych, „rosochatych” myśli.

Póki Ciebie nie dotyka – nic się nie stało. Rzeka „gdzieś” wyschła. „Gdzieś tam” na środku wody wyszła łacha, w zasadzie tej wody tam nie ma. Jakiś kanał przestał płynąć, zielsko zarosło koryto. I co z tego? Ryby „gdzieś ” padną, wypłyną, popłyną, przepłyną… Co mnie to obchodzi!!!

Co jednak powiesz kiedy w kranie w Twoim domu kiedyś wyschnie woda? Kiedy wodociągi poinformują Cię, iż będą od dziś racjonować wodę, bo na ujęciu wyszła łacha piasku, a tak w zasadzie to tej wody to już nie ma? Czy ta woda jednak poleci z kranu, ale zanieczyszczona chemią, czy też zasolona tak, że Twój brzuch może tego nie wytrzymać…

Czy to też nie będzie Cię wtedy dotyczyć? Jak tak dalej pójdzie, to kiedyś kolejne wojny będą o zasoby wody… co?.., niemożliwe?!

To takie odległe samobójstwo.

Jak długo jeszcze naturalne zasoby wód traktować będziemy jak rynsztok. Fenomenem jest dla mnie, że w dzisiejszym czasie, przy takiej powszechnej wiedzy i świadomości, do rzek wylewa się jeszcze nieoczyszczone ścieki. Tak naprawdę, że w ogóle wylewa się cokolwiek! Nadal budujemy tamy, regulujemy i prostujemy rzeki, czerpiemy i korzystamy z wody w nieograniczony sposób.

Susze są coraz bardziej odczuwalne. Rolnik, leśnik, ogrodnik traktuje już deszcz nie jak oczywiste dobro, tylko jak zbawienie, jak szansę na przetrwanie kolejnego sezonu. Zubaża się dzika przyroda. Zmienia się szata roślinna. Nękają nas wielkoobszarowe pożary. Trudno przejść wokół tych faktów obojętnie.

Naukowcy od lat biją na alarm. Wiemy co się dzieje, jakie są przyczyny. Wiemy nawet jakie działania należy podjąć aby złagodzić nadchodzące zmiany. Wciąż jednak wielu z nas, ludzi, to nie dotyczy. To nie mój problem, co mnie to obchodzi. Ja przecież nic nie znaczę, na nic nie mam wpływu.

A właśnie, że masz!!!

Każdy bez wyjątku ma wpływ! I nie chcę tu powtarzać sloganów, że każdy musi oszczędzać wodę, że trzeba chronić rzeki i morza, że … itd, itp. To już chyba powinno być oczywiste, choć pewnie dla wszystkich jeszcze nie jest. Wszyscy jednak musimy zrozumieć jedno. Tak jak lekarz nie wyleczy pacjenta, jeśli ten nie uzna i nie przyjmie do swojej świadomości, że jest chory, tak nic się nie zmieni na świecie, jeśli nie zrozumiemy, że JUŻ SIĘ STAŁO I PEWNE ZMIANY JUŻ NASTĄPIŁY. Dopiero wtedy będziemy próbować zrozumieć i przeciwdziałać, prawdziwie odczuwać i działać od serca, a nie robić coś, bo tak się należy lub jeszcze gorzej – bo ktoś mi każe.

Przecież to raptem kilkadziesiąt lat…

Myślę, że Olek Doba, te kilka lat temu nie miał takich dylematów. Przecież to było oczywiste, rzeki są, płyną, więc można się puścić z ich biegiem. Mój Tata też pływał kajakiem i tylko fantazja ograniczała jego plany. Ja muszę już dopasować miesiące, kiedy moje zamierzenia są realne, kiedy to rzeki prowadzą odpowiednią ilość wody.

I tu mam jeszcze takie małe marzenie…

Chciałbym, aby moi chłopcy, nie doświadczali takich dylematów. Nie musieli się martwić czy woda popłynie z ich kranu! A gdyby im przyszło do głowy, sprawdzić co tata widział w tych włóczęgach, to nie będą musieli rozważać pieszej wędrówki, dawnymi korytami największych rzek Polski…

Pozostaw swój komentarz